środa, 21 lutego 2018

Monika Glibowska - Andumênia. Przebudzenie


Po wojnie z Zineanem andumeńscy generałowie zostali uśpieni, aby mogli wesprzeć swój kraj, kiedy pojawi się kolejne zagrożenie. Obudzeni po stu dwudziestu latach muszą po raz kolejny stanąć do walki z wrogiem. Trudno to jednak zrobić kiedy wewnątrz grupy jątrzą się konflikty, a władczyni kraju nie jest im przychylna.

Monika Glibowska to autorka opowiadań kryminalnych i fantasy. Zdobyła za nie kilka nagród. Przedstawiana książka też jest efektem wygranej w konkursie. Zdobyła pierwsze miejsce w "Czwartej Stronie Fantastyki", pokonując kilkuset konkurentów. Po lekturze naszły mnie jednak wątpliwości, jaki poziom prezentowały pozostałe teksty.
Otóż dobra książka powinna wywoływać emocje, starać się wciągnąć w swój świat i powodować, że po jej lekturze o niej nie zapomnimy. W tym przypadku niby wszystko jest dobrze, ale tylko dobrze.
Historia zaczyna się krwawą bitwą pomiędzy wojskami Andumênii oraz Zineanu. Po niej generałowie tych pierwszych zostają uśpieni przy użyciu zaklęcia. Ma to pozwolić zachować im wiedzę i zdolności, a mają zostać obudzeni w chwili potrzeby. Tu następuje przeskok o 120 lat. Zinean szykuje się do kolejnego ataku, a Andumêńczycy są, delikatnie mówiąc, nieprzygotowani. Dawni bohaterowie mają im pomóc odeprzeć wroga. Po stronie problemów można też zapisać, że obecna władczyni woli wydawać pieniądze na zabawy i artystów niż na potrzeby kraju.
Wymyślona przez autorkę fabuła jest całkiem interesująca, choć trudno uznać ją za coś odkrywczego. Zabrakło jednak znaczącej rzeczy - nie odczuwa się rosnącego napięcia, które powinno towarzyszyć drodze do wojny. Znaczenie poszczególnych wydarzeń jest mniej więcej na podobnym poziomie, ledwie kilka z nich można uznać za znaczące.
Lepiej wygląda sprawa z bohaterami, a zwłaszcza z główną postacią kobiecą. Generał Mai Verteri jest naprawdę interesującą postacią - charyzmatyczna, samodzielna, przebiegła i nie dająca sobą rządzić. Idealna postać do polubienia na kartach książki, ale trudno byłoby z nią wytrzymać w rzeczywistości. To wokół niej krąży cała akcja, ona jest główną prowodyrką intryg i walk z dworem sabany. Trzeba jednak przyznać, że jej skłonność do celu po trupach w pewnym momencie zaczyna nudzić. Dochodzi do sytuacji kiedy nie zastanawiamy się czy jej się uda zdobyć kolejny cel, tylko jak dużo nowych wrogów sobie narobi. A w ostatniej scenie narobiła sobie ich naprawdę wielu.
Głównym bohaterem męskim jest generał Albin - przed uśpieniem kochanek Mai, a teraz przywódca grupy generalskiej. I jest to główny konflikt pomiędzy tą dwójką. Verteri była pewna, że to jej przypadnie ten zaszczyt. Większą część zadań tej postaci stanowi stawanie w kontrapunkcie do działań pani generał. Charakterologicznie też jest jest przeciwieństwem - opanowany, stawiający dobro ogółu i kraju nad swoje. Każde ich spotkanie to próba sił i pokazania, kto ma większą władzę.
Pozostali bohaterowie zostali nakreśleni w sposób poprawny - mają swoje cechy charakterystyczne, ale nie mają takiego znaczenia dla całej historii.
Opisując świat w książce trzeba wspomnieć o nieco odmiennym wyglądzie mieszkańców zwaśnionych krajów. Autorka stworzyła rasę podobną do aniołów - na plecach rosną im skrzydła, a z palców na żądanie wyrastają szpony (przeważnie taka sytuacja ma miejsce, kiedy są zdenerwowani). Potrafią również władać magią, choć jej używanie jest mocno ograniczone prawem.
Stylistyka treści jest łatwa w odbiorze, choć nieco dziwiło mnie używanie mało określonej jednostki czasu - są lata, miesiące i prawdopodobnie coś odpowiadającego tygodniowi, choć nie jest to sprecyzowane.
Podsumowując - historia jest na tyle dobra, aby nie znudzić mimo 700 stron, ale nie powoduje, że chce się do niej wrócić.



Tytuł: Andumênia. Przebudzenie
Autor: Monika Glibowska
Wydawca: Czwarta Strona
Rok wydania: 2016
Stron: 705

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Podobne

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...