Strażnicy przemierzają kosmos podejmując się różnych zleceń, np. przerabiając kosmiczną ośmiornicę na sałatkę. Oczywiście nie może się obejść bez problemów, których źródłem są złodziejskie przyzwyczajenia Rocket Raccoona. Przy okazji takiej awantury grupa trafia na tajemniczego osobnika, który twierdzi, że jest ojcem Star-Lorda.
Najdziwniejsza grupa herosów powróciła z hukiem. Jest kolorowo, głośno, wybuchowo, przez większość filmu walka goni pościg, a pościg walkę. Znajdziemy też mnóstwo nawiązań do popkultury, zwłaszcza tej z lat osiemdziesiątych. Ale to tak naprawdę przykrywka, bo pod płaszczykiem "kina nowej przygody" dostajemy historię ludzi, którzy mają za sobą trudną przeszłość, którzy musieli przez większość życia polegać na samych sobie, a teraz muszą odłożyć swój egoizm i nieufność na bok, aby zrobić coś dla większego dobra (czytaj: uratować galaktykę. Znowu.). Jest to proces trudny i bolesny - przez sporą część filmu krzyczą na siebie, rzucają mało przyjaznymi określeniami, a Nebula i Gamora ledwie przeżywają starcie na planecie Ego. Peter zaś zostaje postawiony przed faktem, że jego ojciec Jednak, jak przystało na tego typu filmu, wszystko kończy się happy endem. No prawie wszystko, bo zakończenie jest jak na standardy MCU dramatyczne i - jak twierdzą twórcy - nieodwracalne.
Seans filmowy dostarcza dużo rozrywki, zwłaszcza postać Draxa jest "dostawcą" śmiesznych sytuacji i dialogów. Wszystko i tak kradnie Baby Groot, który także ma jedną z najmniej przyjemnych scen w filmie. Na obecną chwilę "Strażnicy..." bardzo luźno wiążą się z pozostałymi filmami MCU, wobec czego można spokojnie ich obejrzeć bez znajomości pozostałych (chociaż warto zobaczyć pierwszą część).
Są też minusy - środkowa część filmu jest mało wciągająca. Historia ojca Petera nie jest tak interesująca jak się wydawało i można było ją przedstawić nieco szybciej. Ponadto niektóre żarty słowne są niskich lotów - kupa nie bawiła nikogo na sali.
Nie jestem na bieżąco z komiksami, więc nie odniosę się do ewentualnych różnic lub nieodkrytych przeze mnie nawiązań.
Obsada bardzo dobrze wywiązała się ze swoich ról. Oprócz aktorów z pierwszej części mamy nowe postaci. Przede wszystkim Ego, ciekawie grany przez Kurta Russella oraz Mantis (która mnie zdecydowanie irytowała) - sportretowana przez Pom Klementieff. Mamy też kilka ciekawostek w rolach epizodycznych (np. Sylvester Stallone).
Jest jeszcze jeden aspekt, który mocno wiąże się ze "Strażnikami...". Muzyka, która jest naprawdę dobrze dobrana - "Father and son" Cata Stevensa przy scenie końcowej czy "The Chain" Fletwood Mac w trakcie finałowej rozwałki. Tak jak poprzednio większość utworów to znane przeboje z lat siedemdziesiątych i osiemdziesiątych.
Podsumowując - ciekawa propozycja dla chcących zobaczyć kolorową rozwałkę w kosmosie. Film dostarcza sporo zabawy, choć porusza też dosyć trudne tematy.
Tytuł: Strażnicy Galaktyki vol. 2 / Guardians of the Galaxy vol. 2
Rok: 2017
Czas trwania: 157 minut
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz