Pierwszy z dwóch filmowych pojedynków zapowiadanych na ten rok już na ekranach kin. Batman staje w szranki z Supermanem.
Źródło: yahoo.com |
Bruce Wayne widzi jak Superman w trakcie walki z generałem Zodem dokonuje masowych zniszczeń w Metropolis. Jest wściekły, bo pod gruzami giną również pracownicy oddziału jego firmy. Jakiś czas później Lex Luthor oznajmia przewodniczącej komisji mającej na celu ustalenie czego można się spodziewać po Człowieku ze Stali, że jest w posiadaniu czegoś co może pomóc go pokonać.
Nie jestem wielkim zwolennikiem komiksów DC - większy wpływ na moje gusta komiksowe miał "Sieciogłowy" i jego koledzy spod znaku Marvela - ale na "BvS" oczekiwałem z niecierpliwością. Na ekranie miały stanąć przeciwko sobie dwie ikony popkultury, czyli Mroczny Rycerz oraz Człowiek ze Stali. Film ten też miał dać początek kinowemu uniwersum DC, które chce stanąć w szranki z MCU. Wiem czego oczekiwałem, ale co rzeczywiście dostałem?
Z dobrych rzeczy to po pierwsze, chyba najlepszego Batmana w osobie Bena Afflecka. Bardzo dobrze oddał nowe podejście do postaci - długotrwała walka z przestępcami spowodowała, że jest zgorzkniały i trzyma się swoich działań chyba bardziej z przyzwyczajenia niż z poczucia, że jest w stanie coś zmienić. Jego działania są brutalne i nierzadko kończą się mało przyjemnie dla oponentów. Obecnie napędza go tylko jeden cel - spowodować, aby Superman zapłacił za swoje czyny. Stojący przy jego boku Alfred (w tej roli Jeremy Irons) próbuje go naprowadzić na dobre tory, choć wie, że jest to raczej syzyfowa praca. Mimo wszystko, wspiera Bruce'a w jego poczynaniach.
Po drugie - gadżety Batmana, czyli Batmobil i Batsamolot. Napakowane elektroniką i uzbrojeniem, choć samochód jest zbliżony raczej do formy z trylogii Nolana niż do wersji Burtona.
Po trzecie - Gal Gadot, choć bardziej jako kobieta niż postać.
Po czwarte - ciekawie poprowadzony wątek "boskości" Kal-Ela. Jest potężniejszy niż ktokolwiek na naszej planecie, więc jest otoczony niemalże boską czcią. Bardzo wyraźnie jest to pokazane w jednej ze scen.
Po piąte - sceny walki. Są dynamiczne, niezłe choreograficznie, a najistotniejsza z nich nie jest zbyt "epicka", lecz wyważona, choć samo jej zakończenie jest co najmniej dziwne.
To chyba tyle pozytywów. Pora na te mniej udane elementy układanki.
Na początek scenariusz - tutaj chyba najpoważniejszy zarzut. Założenia filmu były ciekawe, ale jego wykonanie już nie. DC postanowiło przedstawić swoje uniwersum odwrotnie niż Marvel. Ci drudzy najpierw wypuścili filmy z pojedynczymi bohaterami (Iron Man, Kapitan Ameryka, Hulk, Thor) a potem ich zebrali w zespół aby walczyli przeciwko wspólnemu wrogowi (Avengers). "BvS" w magiczny sposób prezentuje już spory kawałek zespołu i daje sporo informacji o potencjalnych członkach.
Teraz pora na prowadzenie postaci - nie rozumiem kompletnie co robi Lois Lane. W końcówce miałem wrażenie, że jedna ze scen jest napisana specjalnie pod dramat obyczajowy niż kino superbohaterskie. Również Lex Luthor został potraktowany po macoszemu - podobała mi się kreacja Jessego Eisenberga, ale nie wiemy nic o motywach szefa LexCorp. Trzeba jednak przyznać, że Marvel cierpi na tą samą przypadłość - źli są tam bohaterami jednorazowymi (przynajmniej w filmach, w serialach jest to jednak normalnie, np. w "Daredevilu"). Także postać Wonder Woman jest niedopracowana - pojawia się znikąd, nic nie robi, a nagle wyskakuje jak diabeł z pudełka i okazuje się, że ma pewne "zdolności".
Jest jeszcze kilka kwestii nie mających wpływu na ocenę filmu, a wartych poruszenia. Stylistyka jest zdecydowanie odmienna od przygód Kapitana i spółki - większość scen dzieje się w nocy, a te w dzień sprawiają wrażenie, że za oknem są potężne chmury skrywające słońce (nawet ujęcia na pustyni). Nie ma więc tu tego kolorowego misz-maszu zielonej skóry Hulka z czerwoną zbroją Tony'ego Starka. Warto też skupić uwagę na sporej ilości nawiązań do poprzednich filmów, zwłaszcza tych z Batmanem. Mimo że całość trwa dwie i pół godziny to nie jest to odczuwalne.
Podsumowując - film miał potencjał, ale został on w pewnych kwestiach zmarnowany. Może gdyby twórcy się tak nie spieszyli z gonieniem konkurencji i podzielili pomysły na dwa filmy (osobno np. sąd nad Supermanem i wprowadzenie Wonder Woman) efekt byłby lepszy.
Tytuł: Batman versus Superman: Świt sprawiedliwości / Batman versus Superman: Dawn of justice
Rok: 2016
Czas trwania: 151 minut
Właśnie się zastanawiałem czy się wybrać do kina na ten film i trafiłem na Twoją recenzję :). Sam zdecydowanie wolę Marvela od DC. Widzę jednak po lekturze Twojego tekstu, że Ci drudzy zrobili wszystko, żeby różnic się od konkurencji. Mroczne i ciemne klimaty kontra kolorowe stroje. Ale jednak mam trochę oporu przed obejrzeniem go. Nie trawię po prostu Supermana a ostatni film z nim był tak slaby w moim odczuciu, że nie zmienił mojego nastawienia do tej postaci.
OdpowiedzUsuńPomimo że w tytule jest Superman, to miałem wrażenie, że jest on tak trochę mniej wykorzystywany. To Batman musi robić więcej aby przygotować się do nadchodzącej walki. Jeżeli masz możliwość kupienia biletu w dobrej cenie (u mnie kino w poniedziałki jest za 11 zł) to możesz iść. W innym przypadku zdecydowanie na własną odpowiedzialność.
Usuń