Wiem, że choć o wiele ciekawiej czyta się o operacjach komandosów, to nadal jednak największy ciężar działań w trakcie wojny spoczywa na piechocie. Historia jednego z plutonów 10. Dywizji Górskiej US Army jest tego potwierdzeniem.
Porucznik Sean Parnell przez 16 miesięcy na przełomie 2006 i 2007 roku dowodził jednym z plutonów w trakcie wojny w Afganistanie. Ich terenem operacyjnym była wschodnia część kraju tuż przy granicy z Pakistanem. Dla Parnella było to pierwsze dowództwo w życiu. Dopiero co skończył akademię wojskową i szedł w bój z ludźmi, którzy także jeszcze nie walczyli.
Chcąc nadać swojemu oddziałowi wyróżnik nazwał ich "Plutonem Wyrzutków". Jeden z żołnierzy zaprojektował znak, który wymalowany na pojazdach stanowił wyraźną informację dla talibów z kim mają do czynienia. A wróg szybko się przekonał, że "Zielone Czaszki" są wytrwałym i walecznym przeciwnikiem i każde spotkanie z nim nie będzie łatwe.
Znak rozpoznawczy Plutonu Wyrzutków autorstwa Roberta Emericka |
Operacja likwidacji głównego oddziału talibów nie była prosta i nie w każdym momencie przebiegała po myśli dowództwa amerykańskiego kontyngentu. Parnell w swojej książce pokazuje też problemy z jakimi borykała się US Army - brakowało ludzi, a teren objęty nadzorem był bardzo duży. Jednak były również sprawy, które mocno wpływały na żołnierzy - jeden z dowódców w żaden sposób nie chciał angażować swoich podwładnych w akcje bezpośrednio im zagrażające. Jak dla mnie takie zachowanie na polu walki jest niedopuszczalne i autor również daje to odczuć w trakcie lektury. Innym przykładem może być postępowanie tzw. "baziaków" czyli personelu niebojowego. Przez jedną z takich osób zostały uśpione psy, które towarzyszyły żołnierzom w bazie.
Książka wciąga i to mocno. Duża zasługa w tym Johna R. Bruninga, który w trakcie jej powstawania wyjechał do Afganistanu i towarzyszył żołnierzom w trakcie ich codziennych zadań - włącznie z uczestnictwem w patrolach. W końcowych podziękowaniach stwierdza, że tworzenie "Plutonu..." było również korzystne dla niego, gdyż miał dosyć trudny okres w swoim życiu, a współpraca z Parnellem była wielką pomocą. Myślę, że dzięki temu wspomnienia z walk są tak realne. Ciągle czuję tą bezsilność, gdy cały pluton został zaatakowany przez talibów ostrzeliwujących ich z terenu "sojuszniczego" Pakistanu, a Amerykanie nie mieli żadnego prawa ich zaatakować. Zapamiętałem również wizytę w "wiosce potępionych" i okrucieństwa terrorystów, które spotkały dzieci tam mieszkające.
Jak zawsze za plus uważam dodatki w postaci zdjęć - tutaj są one czarno-białe, co w pewnych przypadkach utrudnia dostrzeżenie szczegółów wskazanych w ich opisach. Oprócz tego na końcu znajduje się słowniczek wyjaśniający użyte skróty i pojęcia - rzecz niezwykle pomocna dla osób mniej obeznanych w zagadnieniach wojskowych.
Nieco na minus oceniam pewne stwierdzenia autora, bo dla mnie trochę dziwnie brzmią słowa w stylu "nasz pluton spajała miłość". Na szczęście porucznik był wystarczająco świadomy aby nie wypowiadać ich na głos. Dobrze również wyczuł, że różnorodność charakterów i motywacji będzie siłą, która sprawi, że jego żołnierze będą wyjątkowym oddziałem.
Poza opisem działań wojennych, książka jest ciekawym opisem tworzenia się tego typu więzów, które powstać mogą tylko w trakcie walki. Członkowie oddziału nawet po zakończeniu misji pozostali w kontakcie, choć kilkukrotnie musieli się spotkać w niełatwych okolicznościach pogrzebów kolegów.
Poniżej krótki film reklamujących książkę.
Dla miłośników militarnej literatury faktu pozycja mocno wskazana, ze względu na opis współczesnych działań piechoty.
Tytuł: Pluton Wyrzutków / Outlaw Platoon
Autor: Sean Parnell, John R. Bruning
Wydawca: Wydawnictwo Literackie
Rok wydania: 2012 / 2012
Stron: 435
Super. Tak czułam, że książka może być interesująca, bo mówi na odmianę o piechocie. Chyba Cię nie zaskoczę stwierdzeniem, że z pewnością po nią sięgnę :D
OdpowiedzUsuńA no nie ;) W kolejce czeka jeszcze jedna książka o piechocie, tym razem działania US Army w Iraku.
Usuń