Motyw poszukiwania zaginionej osoby jest dosyć powszechnie wykorzystywany w powieściach sensacyjnych, wobec czego twórca musi czymś wyróżnić swoją opowieść. A jak poszło Linwoodowi Barclayowi?
Tim Blake ostatni raz widział swoją siedemnastoletnią córkę, Sydney, przy śniadaniu. Kiedy nie wróciła po pracy do domu zaczyna jej szukać. Okazuje się, że w hotelu, gdzie była recepcjonistką nikt jej nie widział tego dnia. Co więcej nikt jej tam nigdy nie widział. Wielotygodniowe poszukiwania nie dają rezultatu, jednak okazuje się, że nie tylko zrozpaczony ojciec szuka Syd.
Mam za sobą lekturę kilku powieści i obejrzałem też trochę filmów, gdzie akcja toczyła się wokół poszukiwań zaginionej osoby, wobec czego każda nowa pozycja powinna mieć jakiś wyróżnik, dzięki któremu po zakończeniu będę mógł ocenić czy poczułem się zaskoczony, czy też po raz kolejny dostałem znane motywy. Muszę przyznać, że przez pierwszą połowę książki nie czułem, że Linwood Barclay jest w stanie mnie czymś zaskoczyć - myślałem sobie, że hasło z okładki jest zdecydowanie na wyrost. Akcja płynęła powoli, kilka zdarzeń wyglądało na zapchajdziury i ogólnie nie najlepiej mi się to czytało. Postanowiłem jednak dobrnąć do końca i jestem zadowolony z dania szansy autorowi. Druga część, co prawda nie zwaliła mnie z nóg, ale wymyślona przez autora historia nabrała niezłego tempa. Dodatkowo kilka interesujących zwrotów akcji spowodowało, że "Największy lęk" będę pamiętał, choć może nie trafi na listę moich ulubionych powieści.
Książkę czytało się dobrze, choć nie jestem wielkim zwolennikiem narracji pierwszoosobowej - wiem, że ma to swoje zalety (można np. przekazać więcej przemyśleń bohatera), ale jednak wolę typową narrację. W tym jednak przypadku autor mógł bliżej pokazać jakie emocje budzą się w ojcu, który stracił swoją jedyną córkę i co jest w stanie zrobić aby ją odnaleźć. Nie lubię też przekleństw, a tych trochę w książce jest - co prawda nie tyle, co np. w "Chłopcach" Ćwieka, ale jak dla mnie ciut za dużo.
Jak twierdzi sam Barclay lubi on czynić bohaterami zwykłych ludzi i stawiać ich w niezwykłych sytuacjach. To jest właśnie zaletą tej książki - Tim jest zwykłym sprzedawcą samochodów, któremu nie do końca wyszło w życiu - stracił firmę, rozpadło się jego małżeństwo, a teraz znika jego dziecko. Pozostałe postacie również są charakterystyczne - nie jest ich zbyt wiele, wobec czego nie ma problemu z ich zapamiętaniem, a ponadto każda z nich ma swoje indywidualne cechy.
Jak już wcześniej wspomniałem pierwsza część była bardzo spokojna, aż za bardzo, ale myślę, że pisarz przygotowywał w niej grunt pod dalsze wydarzenia - narastająca desperacja głównego bohatera oraz coraz więcej niepokojących sygnałów, że sprawa jest trudniejsza niż się początkowo wydawała. W drugiej części akcja nabiera tempa, choć zdarzają się też momenty niepotrzebnego jej zwolnienia. Zakończenie jest zaskakujące i zamknięte - wszystko jest wyjaśnione, choć nie do końca jest to "happy end".
Podoba mi się okładka, choć moim zdaniem nie do końca oddaje to, co jest w środku - jednak to była pierwsza rzecz na jaką zwróciłem uwagę, podczas przekopywania stosu książek na wyprzedaży.
Mały minus należy się tłumaczowi - na początku uparcie odmieniał nazwę "Staford", jednocześnie pozostawiając "Milford" w formie nie zmienionej. Tak mi to zgrzytało, że trudno mi się było skupić, na reszcie. Na szczęście potem już tego nie ma.
Jest to więc dobra propozycja dla wielbicieli thrillerów i książek sensacyjnych - ciekawa fabuła, choć długo się rozkręca oraz zindywidualizowani i niewiele odstający od rzeczywistości bohaterowie.
Na koniec krótki film promocyjny z autorem w roli głównej:
Tytuł: Największy lęk / Fear the worst
Autor: Lindsay Barclay
Wydawnictwo: Świat Książki
Rok wydania: 2014
Stron: 428
Intrygujące ^^ Będę musiała się rozejrzeć za tym tytułem, choć nie do końca to książka w moim stylu. Ale co tam, spróbuje, może akurat mi się spodoba? Do przekleństw nic nie mam, w wielu przypadkach, moim zdaniem, czynią bohaterów prawdziwymi, bo ludzie klną i rzadko posługują się poprawnym stylistycznie językiem ;)
OdpowiedzUsuńZgodzę się z faktem, że wulgaryzmy są na porządku dziennym, ale siadając do lektury niekoniecznie mam ochotę na ich kolejną porcję.
Usuń