Na blogu Tramwaj nr 4 czyli co nieco o czytaniu w tramwaju i nie tylko tam znalazłem recenzję "Szamanki od umarlaków". Zachęcony postanowiłem sięgnąć po opisywaną pozycję.
Ida urodziła się w szanowanej magicznej rodzinie, ale nie wykazuje się żadnymi zdolnościami, co strasznie smuci jej rodziców. Zaplanowali bowiem dla niej stabilną (czytaj: nudną) przyszłość u boku przedstawiciela innego szacownego czarodziejskiego rodu. Dziewczynie jest to zdecydowanie nie pasujące wyjście.
Postanawia żyć w normalny sposób - podejmuje decyzję o studiowaniu we Wrocławiu. Pech jednak chciał, że Ida o normalności mogła zapomnieć - tak niechciane zdolności magiczne objawiły się już na samym początku pobytu w akademiku. Dalej sprawy toczą się raczej klasycznie - dziewczynie w opanowaniu nowych "ficzerów" pomaga "mistrz" ( a właściwie "mistrzyni"), pierwsze zadanie i tak dalej. Tylko, że jedynie to jest według szablonu. Nastolatka ma pecha, a właściwie to Pech ma Idę i nie odpuszcza jej ani na moment. Dlatego możemy się spodziewać, że wszystko pójdzie nie tak, jak powinno.
Już dawno nie czytałem tak lekko napisanej powieści. Duża doza humoru i ironii powoduje, że lektura jest czystą przyjemnością. Co chwilę uśmiechałem się, a scena walki z demonem (a właściwie "broń" w niej użyta) wywołała u mnie salwę śmiechu. Ciekawym zabiegiem jest również personifikacja Pecha - jest on dodatkowym bohaterem "aktywnie" biorącym udział w wydarzeniach. Jeżeli ktoś szuka dobrej pozycji z gatunku "urban fantasy" / "magical girls" to serdecznie polecam.
Aha, nie ma happy endu (nie wiem jak kończy się część druga).
Tytuł: Szamanka od umarlaków
Autor: Martyna Raduchowska
Wydawca: Fabryka słów
Rok: 2011
Stron: 383
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz